Świąteczna uczta – Spider-Man: Miles Morales

W tym roku miłym zaskoczeniem okazał się dla mnie Spider-Man: Miles Morales – wbrew ogólnym opiniom „podstawowy” Spider-Man z 2018 szybko mi się znudził i do dzisiaj nie skończyłam głównej linii fabularnej. Natomiast nowa odsłona, gdzie Petera w roli Spider-Mana chwilowo „zastępuje” Miles Morales, totalnie mnie oczarowała. Od razu warto zaznaczyć, że gra mechanicznie nie różni się znacznie od poprzedniczki – postrzegałabym ją bardziej jako „wypoliszowaną” wersję, w której wszystko zostało dopracowane, dopieszczone i złożyło się na rozgrywkę krótką, acz bardzo dynamiczną. Akcja jest wartka, a moce Milesa (tzw. Venom) tak bardzo urozmaicają rozgrywkę, że aż chce się wykonywać nawet te poboczne zadania, które polegają po prostu na zaserwowaniu łomotu kilku zbirom. Fabuła i bohaterowie też są niczego sobie, ale prawdziwą gwiazdą jest tu sam Miles – jest w jego postaci coś uroczego, a twórcy zadbali nawet o takie detale, w których wyraźnie widać, że jest mniej doświadczony niż Peter i bujając się po budynkach Nowego Yorku, robi to nieco „pokracznie” i ze znacznie mniejszą gracją niż jego nauczyciel. Grałam nadal na PS4 (na razie nie udało mi się niestety dorwać w sklepie PS5 :(), ale produkcja nawet na starszej generacji wygląda naprawdę dobrze (nie licząc momentalnych spadków klatek w bardziej gorących momentach walki, gdzie jest sporo efektów) i bujanie się po mieście sprawia wiele frajdy, także od strony wizualnej.

No i te detale – nie spodziewałabym się, że w grze o Spider-manie będę mieć do zrobienia tyle screenshotów z jedzeniem! Zwłaszcza, że bogaty we funkcje photo mode długo nie pozwalał mi kontynuuować fabuły –  Twórcy naprawdę zadbali o najmniejsze szczegóły i przykładowo wyraźnie widać, co mama Milesa, Rio, przygotowuje na świąteczną ucztę dla syna i jego przyjaciół. To samo tyczy się sceny na świątecznym, politycznym wydarzeniu, mamy do zwiedzenia mnóstwo stoisk z jedzeniem, gdzie zarówno w menu jak i na ladach dokładnie widać, co jest do kupienia. Idealnie wprowadza to w świąteczny nastrój i aż żal ściska, że w tym niełatwym dla wszystkich roku, zwiedzanie takiego jarmarku może odbywać się tylko w świecie wirtualnym…

Ale do rzeczy! Mama Milesa ma portotykańskie korzenie, stąd na światęcznej kolacji pojawiają się przysmaki z kuchni południowoamerykańskiej – wyraźnie widać tu krewetki w sosie, empanady, coś na kształt paelli i sałatkę makaronową. Stąd decyzja aby zrobić chrupiące pierożki z tuńczykiem oraz wspomnianą sałatkę (która jest bardzo podobna do tej, którą jada się w Polsce) z dodatkiem chili. Proste i świetne dania, które pozwolą Wam nieco urozmaicić standradowe, świąteczne menu. A grę bardzo polecam, jest naprawdę świetnia – i mimo, że jest dość krótka, to porządnie napakowana akcją i fajną rozgrywką. Koniecznie zagrajcie!